Zajmuje się Pan akupunkturą już ponad 15 lat. To bardzo długo. Proszę powiedzieć dlaczego akurat ten kierunek? Dlaczego medycyna alternatywna?
Życie tak się potoczyło, że w grudniu z końcem lat 90. – biorąc kąpiel – doznałem ciężkiego zatrucia tlenkiem węgla (ponad 70% methemoglobiny). Rzekomo bez szans na przeżycie. Lekarz prowadzący stwierdził, że to czysty cud, że przeżyłem. Chciałbym wspomnieć o nieocenionej pomocy ukochanej cioci Zofii Szarzyńskiej i kuzyna Marka Szarzyńskiego. Udzielili mi wsparcia bioenergoterapeutycznego, w 3. dobie po zaistniałej sytuacji, w oddziale rawickiego szpitala. Myślę, iż działania cioci i kuzyna w dużej mierze przyczyniły się do tego, że dziś mogę normalnie żyć. Zdrowie odzyskałem dzięki działaniom wspaniałego lekarza Jana Pokrywki, o którym powiem dalej.
Chorowałem potem ciężko kilka lat. Tlenkowe otępienia mózgu wywołały znaczące otępienie i powodowały trudności w uczeniu się oraz normalnym poruszaniu. Pamięć mocno zawodziła, więc nauka w zaocznej szkole przychodziła mi z wielkim mozołem. Ale maturę szczęśliwie zdałem. Wtedy zacząłem korzystać z pomocy oraz technik przywracających zdrowie, u mojego bliskiego krewnego lekarza Jana Pokrywki. Prowadzi on od wielu lat gabinet medycyny chińskiej i naturalnej. Tam pod jego kierunkiem przeszedłem 14-dniową głodówkę i kilka uzdrawiających sesji z użyciem akupunktury. Od tamtej pory uzdrowiciel mój stał się również moim nauczycielem, gdyż zapragnąłem pracować podobnie jak i on – pomagając cierpiącym ludziom w ich chorobach. Od tamtej pory rozpoczęła się moja największa życiowa pasja. Zająłem się zdrowiem oraz chęcią przywracania zdrowia innym potrzebującym. Ze zdaną maturą rozpocząłem naukę w mojej kolejnej szkole, a było to Medyczne Studium Zawodowe w Rawiczu, o profilu fizjoterapeuta.
Kilkuletnie leczenie akademickie i rehabilitacja po ciężkim zatruciu, nie przyniosły specjalnych rezultatów. Równocześnie, u doktora Jana wraz ze zgłębianiem sztuki przywracania ludziom zdrowia, sam odzyskałem swoje wcześniej utracone. To był zupełny przełom w moim życiu, zyskałem inną perspektywę na życie. W 2007 roku zostałem członkiem kadry Akademii Długowieczności, instytucji formacyjno-edukacyjnej, założonej przez lekarza Jana Pokrywkę. Ma na celu wprowadzanie w życie ludzi tak zwanych „zręcznych środków”, co przekłada się na zdrową i satysfakcjonującą długowieczność.
Jaki jest najciekawszy przypadek którym przyszło się Panu zająć?
Pewnego razu, około 10 lat temu, do mojego gabinetu została przywieziona – a w zasadzie wręcz wniesiona – w stanie kiepskim pewna starsza pani. Stwierdzono u niej nowotwór złośliwy na móżdżku, wielkości kurzego jaja. Była bardzo słaba, twarz miała zszarzałą z bólu. Grymas cierpienia, oczy mętne, przymknięte do połowy, miała trudności z mówieniem. Lekarz prowadzący powiedział, że umrze najdalej za miesiąc. Nie patrząc na to, rozpoczęliśmy normalną 9-zabiegową kurację. Pani ta przyjeżdżała raz w tygodniu. Na swój 5. zabieg – czyli po miesięcznej kuracji – do gabinetu weszła już zupełnie o własnych siłach. Nie potrzebowała już nawet kuli. Gdy skończyliśmy pełną serię – czyli po około 2. miesiącach – pani ta była w pełni sił, jak sama powiedziała „czuję się jakby nowy, zdrowy duch we mnie wstąpił”. A była już wtedy koło 60-tki. Pani ta żyje i ma się dobrze, jest teściową mojego znajomego.
A jaki najtrudniejszy?
Trudno odpowiedzieć na pytanie o najtrudniejszy. Te trudne zachorowania, wyglądają często na sytuacje bez wyjścia. Wydaje się, że będą ciężko ustępowały. A okazuje się, że proces zdrowienia przebiega szybko i bezproblemowo. Jednak zdarzają się również zachorowania z pozoru proste, pomyśleć by można „małe piwo”. A okazuje się, że wymagają dłuższego procesu zdrowienia.
Opowiem o ciekawym przypadku. Trafił do mnie mężczyzna z rozpoznaniem choroby Parkinsona. Mężczyzna ten w pracy posługiwał się piórem, a jak wiadomo głównym objawem tej przypadłości jest sztywność, spowolnienie i drżenie rąk. Uniemożliwiało mu to wykonywanie pracy. Był załamany, wydawało mu się, że świat się zaraz dla niego skończy, że straci środki do życia, bo twierdził że tylko pisanie może zapewnić mu utrzymanie. Po 2-miesięcznej kuracji wszystko wróciło do normy, człowiek ten wyzdrowiał i mógł spokojnie dalej żyć z pisania.
Internet ugina się od pozytywnych opinii o Panu. Oto jedna z nich: „(…) Ja miałem taki problem, że mi nadgarstek odmówił posłuszeństwa. Puchł, bolał, masakra. Siostra mnie zabrała do swojego szamana (…) ale jak mnie zaczął nakłuwać, to poczułem że żyje znowu.” Jest bardzo dobra, ale czy często zdarza się, że jest Pan nazywany szamanem? Jak Pan myśli, dlaczego pacjenci wciąż mają opory przed akupunkturą?
Jedni nazywają mnie szamanem, jeszcze inni „Pan Igiełka”. Słyszałem też uzdrowiciel, przezywają mnie doktor, wielokrotnie słyszałem też „o Jezu!”. <śmiech> Ale to tylko niektórzy wykrzykują, gdy igła dotyka punktu akupunkturowego i towarzyszy temu uczucie rozparcia, łaskotania, delikatnego odrętwienia, itp. Ktoś kto jest nakłuwany po raz pierwszy nie wie czego ma się spodziewać. Myśli że to zaboli, czeka na ten ból, a tutaj nagle w miejscu wkłucia igły pojawia się uczucie gorąca… i po chwili słyszę „o Jezu!”. Tak naprawdę nie przywiązuje wagi do tego, jak kto mnie nazywa. Interesuje mnie najbardziej to, żeby dana – często schorowana – osoba wyzdrowiała.
Myślę że opory mają kilka przyczyn. Jedną z nich jest strach. Akupunktura bądź co bądź nadal jest zbyt mało popularna w naszym kraju, jedni słyszeli od innych, inni widzieli w telewizji. Niestety fakt jest taki, że ludzie boją się tego, czego nie znają. W gabinecie często zdarza się taka sytuacja, że przychodzi ktoś bardzo wystraszony, wręcz przerażony. Myśli że będzie bardzo bolało. Ale sytuacja jest dramatyczna – ma np. alergię i astmę z częstymi, silnymi napadami duszności. Twierdzi, że próbował już wszystkiego i wszędzie był. Leki na niego nie działają i nie ma już innych wyjść. Więc dla dobra sprawy – choć bardzo się boi – zdecyduje się spróbować akupunktury. Wykonuje wtedy zabieg i nim wystraszony człowiek zorientuje się, że został nakłuty, to igły są już usunięte. Wtedy otwiera szeroko oczy ze zdziwienia i mówi, że strach ma wielkie oczy, bo przecież nie bolało tak jak to sobie wyobrażał.
Lwia część ludzi myśli, że to boli, choć w rzeczywistości sytuacja wygląda tak jak to opisałem powyżej. Od zabiegu akupunktury bardziej bolesne jest przypadkowe ukłucie igłą lub ugryzienie komara. Słyszałem też opinie, że akupunktura może uszkodzić nerw… Nic podobnego. Punkty akupunkturowe są precyzyjnie zlokalizowane i sprawny akupunkturzysta nakłuwa konkretny punkt. Nie wbija na oślep trafiając w wiązki nerwowe. Przyznać należy, że każdemu akupunkturzyście zdarza się przejść igłą przez nerw. Ale igła do akupunktury jest tak cienka i szpiczasta, że może ona co najwyżej dotknąć nerwu i przedostać się przez wiązkę nerwu. Włókna nerwowe wówczas rozchylają się i igła przechodzi nie uszkadzając przy tym niczego.
Poza akupunkturą zajmuje się Pan również akupresurą i hirudoterapią. Czy mógłby Pan pokrótce powiedzieć na czym polega wyjątkowość tych podejść?
Akupunkturą zajmuję się już wiele lat. Dołączenie refleksoterapii – czyli masaży stóp – oraz hirudoterapii, pozwala mi jeszcze pełniej realizować holistyczne podejście do człowieka oraz jego zdrowia. Dzięki tym terapiom rezultaty występują jeszcze szybciej, techniki te wzajemnie się uzupełniają i mobilizują organizm by jak najszybciej rozpoczął się proces samouzdrawiania. Pijawki lekarskie (Hirudis Medicialis) pochodzą obecnie wyłącznie z certyfikowanych hodowli. Ze względów higieniczno-kosmetycznych są jednorazowe. W naszym kraju panuje stereotyp, że pijawki stosuje się tylko na żylaki. Tak naprawdę, spectrum działania terapii przy użyciu pijawek jest bardzo szerokie. W Ukraińskiej szkole w Kijowie, pod przewodnictwem Pani doktor Olga Kozinskaya, poznaliśmy szerokie techniki zastosowania tych żyjątek. Enzymy które zostają wprowadzone z ich śliną do naszego ciała, mają właściwości regenerujące, dzięki czemu można szybciej wyzdrowieć.
Co uważa Pan za najmocniejszą stronę terapii przez Pana prowadzonych?
Akademia Długowieczności proponuje chorym różne techniki – oraz substancje – poprawiające zdrowie i przyspieszające zdrowienie. Ze znakomitym zresztą skutkiem praktykowane są one przez lekarza Jana Pokrywkę od ponad 30-stu lat. Jednak wiodącą dziedziną medycyny naturalnej jaką się zajmujemy, jest akupunktura i w zasadzie potrzebujący pomocy trafiają do nas przede wszystkim na akupunkturę. Dopiero poprzez wnikliwą analizę konkretnej osoby i jej zachorowania, w trosce o zdrowie i w celu niesienia pomocy, proponujemy działania dodatkowe. Mają one na celu jak najszybsze wyzdrowienie.
Proszę powiedzieć czym jest magiczna normobaria? Jest to termin mało znany w Polsce, a Pan należy do prekursorów stosowania tej terapii.
Niewątpliwie jest to pierwsza taka komora w tej części Polski. Normobaria na pewno nie jest magią. To mieszkanie, w którym zostały odtworzone warunki do życia, jakie panowały na Ziemi, w ogrodzie Eden. Normobaria hiperkapnicza jest miejscem, w którym zostało stworzone środowisko idealne do życia, zdrowia oraz zdrowienia. W środowisku tym ściśle utrzymujemy określone parametry składu powietrza. Oznacza to, że: tlenu mamy około 40%, dwutlenku od 1-2%, wodoru do około 0,5%. Ciśnienie baryczne wynosi nieco poniżej 1500 hpa. Mieszkając w takich warunkach długość życia może wzrosnąć, gdyż proces starzenia się komórek przebiega wielokrotnie wolniej. Proces zdrowienia w owym miejscu przyspiesza kilkukrotnie, co przy zastosowaniu pozostałych technik jakimi się posługujemy, może doprowadzić do całkowitego wyzdrowienia. Co zresztą często udaje się osiągnąć.
Warunki o których powiedziałem wcześniej, zostały najzwyczajniej w świecie odtworzone sprzed kilku tysięcy lat. Właśnie wtedy na Ziemi panowało takie ciśnienie oraz taki był skład mieszanki oddechowej. W warunkach tych ludzkość nie znała pojęcia chorowania, a długość ich życia wynosiła 900 lat. Środowisko normobaryczne – albo inaczej optybaryczne -zapewnia kilkunastokrotnie wolniejsze mitozy, co notabene wpływa na wydłużenie życia. Komórki znacznie wolniej umierają, co przekłada się na wolniejsze obkurczanie organów wewnętrznych. Dzięki temu na długie lata zachowujemy wysoki poziom energii oraz sił witalnych. Jak wiadomo – mówiąc najogólniej – energię czerpiemy przede wszystkim z organów. A one zasilane są powietrzem i pożywieniem.
Czy przystąpienie do terapii dostępnych w Pana gabinecie wymaga jakiś szczególnych przygotowań?
Wizyta nie wymaga szczególnych przygotowań. Osoby które są zdrowe i dalej chcą być zdrowe jak i każdy kto odczuwa dolegliwości lub potrzebę, może w każdej chwili zgłosić się na akupunkturę. Tak po prostu, „z ulicy”.
Kto w szczególności powinien odwiedzić Pana gabinet?
Zakres działań akupunktury jest bardzo rozległy. Powiem więc ogólnie, że w szczególności osoby, które chcą wyzdrowieć i być zdrowe. Ale również osoby zdrowe, które chcą zdrowymi pozostać. Są tak zwane nakłucia przejściowe, przy zmianach por roku. Właśnie dla tych ludzi zdrowych. W Chinach rozróżnia się 5 pór roku: wiosna, lato, późne lato, jesień, zima. Osoby, które nie chorują i chcą nadal być w dobrej kondycji zdrowotnej, nakłuwane są właśnie 5 razy w roku, w okresach przejściowych.
Zgłaszają się też osoby przed zabiegami chirurgicznymi, operacjami albo zaraz po takich działaniach. Akupunktura przynajmniej o połowę skraca czas rekonwalescencji oraz zmniejsza do minimum ewentualne skutki uboczne. Zwłaszcza teraz, gdy do naszej układanki w Akademii Długowieczności – w walce o przywracanie zdrowia – dołączyło bardzo silne narzędzie jakim jest komora normobaryczna. Czas gojenia skrócił się nawet kilkukrotnie.
Po akupunkturze blizny zmniejszają się. Zdarza się również, że znikają całkowicie. Nawet blizny z dawnych lat. Osoby z chorobami ze strony układu krążenia, poprzez choroby wewnętrzne, choroby układu oddechowego, choroby układu pokarmowego, ginekologiczne pacjentki, ludzie z problemami onkologicznymi, medycyna urazowa… Można by tak wymieniać wszystkie działy i kierunki medycyny akademickiej po kolei. Powiem więc najbardziej ogólnie jak się da: akupunktura w każdym zachorowaniu, w mniejszym lub w większym stopniu przynosi poprawę zdrowia konkretnej osobie. Bardzo często prowadzi do całkowitego wyzdrowienia, oznacza to, że osoba schorowana może całkowicie wyzdrowieć. I KONIEC.
Jakiego typu pacjenci – którzy nie znaleźli lub nie mogli skorzystać z pomocy medycyny zachodniej/tradycyjnej – mają szansę znaleźć pomoc w Pana gabinecie?
Różni pacjenci. Opowiem o ciekawym przypadku. Mieliśmy bardzo mało czasu, trzeba było młodego, kilkunastoletniego chłopaka szybko postawić na nogi. Za około 40 godzin – w poniedziałek – wyjeżdżał na obóz sportowy. Grał w szkolnym klubie piłki nożnej, a doznał urazu dużego palucha u prawej stopy Ból, obrzęk, trudności w poruszaniu się. U chłopaka wykonane były 3 zabiegi akupunktury: w sobotę, niedzielę oraz poniedziałek rano przed wyjazdem. Poza tym posiedzenia w komorze normobarycznej oraz dostarczenie do organizmu witaminy C i chlorku magnezu w 3 postaciach: do picia, do wcierania oraz do moczenia stóp. Regeneracja była błyskawiczna. Chłopak ten oczywiście pojechał na obóz i uczestniczył w treningach i meczach.
Takich sytuacji mógłbym przytaczać znacznie więcej, akupunktura przynosi pomoc nadzwyczaj szybko w nagłych urazach.
A jeśli chodzi o szybkie działanie to przypomniała mi się sytuacja z zawodów sportowych siłaczy. Konkurencja strongman, przeciąganie TIR-a. Pomagałem poprzez akupunkturę w przygotowaniach kondycyjnych – swego czasu szeroko znanemu strongmanowi i mistrzowi Polski – do zawodów. Złożyło się tak, że jako obserwator uczestniczyłem w nich. W trakcie zawodów, w wyniku być może słabej rozgrzewki, być może stresu, u zawodnika doszło do silnego skurczu mięśni podudzi. Zdając sobie sprawę ze swojego położenia, z przerażeniem stwierdził, że są dwie możliwości: rezygnacja z zawodów lub kontuzja zerwania przyczepów mięśniowych w trakcie startu. Uspokoiłem go, wziąłem do ręki igły i zabrałem się do pracy. Po kilkunastu sekundach od wkłucia igieł, mięśnie się rozluźniły, sportowiec stanął do kolejnych konkurencji i zwyciężył całe zawody zdobywając tym samym tytuł mistrza Polski. Dla zainteresowanych podam, że użyta została następująca kombinacja punktów akupunkturowych: 3jc, 34pż, 58pm, 2w.
W wielu krajach zachodnich terapia pijawkami jest normalną praktyką leczniczą. Jak Pan sądzi, dlaczego u nas nie? Czy to się zmienia?
Jest mi bardzo przykro z tego powodu, że idzie to w naszym kraju tak wolno. Ludzie mogliby mniej cierpieć i w wielu sytuacjach wyzdrowieć, gdyby techniki te były powszechnie stosowane w przychodniach lekarskich. Nadzieja w wielu wspaniałych lekarzach jakich mamy w kraju, którzy ze znakomitymi skutkami stosują akupunkturę, hirudoterapię, bioenergoterapię i inne naturalne terapie. Terapie, które prowadzą do wyzdrowienia. Ogólna świadomość powoli się zmienia.
Czy jest jeszcze coś, co chciałby Pan zrobić w dziedzinie medycyny niekonwencjonalnej?
Pomysłów jest wiele, chęci również. Rozwijamy się nieustannie i stale pojawiają się nowe – lub stare na nowo odkryte – wiadomości z zakresu medycyny naturalnej. Jeżeli terapie pokazują skuteczność, a nie szkodzą w żaden sposób i da się je realizować to wchodzimy w to. Wszystko po to, aby świadczona pomoc była dopasowana do konkretnych potrzeb danego człowieka i prowadziła do szybkiego wyzdrowienia.
O co najczęściej pytają Pana pacjenci?
Czy będzie bolało oraz ile ma pan lat panie Piotrze. <śmiech>
Z jakimi dolegliwościami najczęściej zgłaszają się pacjenci?
Objawów może być tyle ilu jest chorych. Każdy z nich może odczuwać inne objawy w tych samych zachorowaniach. Ale występują pewne grupy dolegliwości z jakimi zgłaszają się pacjenci. Są to: otyłość, wysokie ciśnienie, alergie i astma, wysoki poziom cukru. Spora część osób zgłasza się z najróżniejszymi bólami: od zwykłego bólu palca, pleców czy głowy, po ciężkie migreny i silne bóle kręgosłupa z rwą kulszową. I wiele, wiele innych.
Czy najmłodsi mogą liczyć na pomoc Piotra Pokrywki?
Najmłodsi pacjenci jakich nakłuwałem w swoim gabinecie mieli zaledwie 3 lub 4 dni. Były to bliźniaki, które zostały przywiezione do mnie prosto z porodówki, w drodze ze szpitala do domu. Noworodki te od urodzenia na okrągło płakały i w żaden sposób nie można było ich uspokoić. Ich miniaturowe ciałka były cały czas napięte i wyglądało to tak, jakby zmagały się z ciągłą kolką. Nie tracąc czasu zabrałem się do nakłuwania. Wystarczył jeden zabieg i jak ręką odjął, dzieciątka się nagle uspokoiły.
Co było dla Pana najbardziej zaskakujące w terapiach które Pan praktykuje?
Nad tym nigdy się nie zastanawiałem, musiałbym chwilę pomyśleć. Powiem co jest najpiękniejsze. Terapie które stosuję i praktykuję u swoich znajomych, nigdy nikomu w żaden sposób nie zaszkodziły. Maksyma jaką kieruję się w pracy brzmi: Primum Non Nocere („po pierwsze nie szkodzić”). I właśnie to zawsze odzywa się w mojej głowie, gdy zabieram się do pracy.
Co mógłby Pan powiedzieć tym Czytelnikom, którzy wciąż mają obawy przed skorzystanie z akupunktury lub hirudoterapii?
Stosując terapie jakie proponuje Akademia Długowieczności można tylko zyskać, a zyskuje się zdrowie. Gdy dany człowiek zaczyna zdrowieć, to kończy się to dla niego zazwyczaj całkowitym wyzdrowieniem. Zapomina o wcześniejszych dolegliwościach i ciągłym leczeniu ich. Dla pełnej jasności powiem ponownie, że Akademia Długowieczności nie zajmuje się ani chorobami ani leczeniem chorób. Zajmuje się natomiast zdrowiem, zdrowieniem i – jeżeli są takie możliwości – całkowitym wyzdrowieniem.
Wywiad przeprowadziła: Ewa Wysocka